Wśród lilii i łusek – Sinharaja - Among Lilies and Scales
Wśród lilii i łusek – Sinharaja ponownie
Mrok ledwie zdążył się rozproszyć, gdy weszliśmy w gęstwinę lasu. Sinharaja budziła się powoli, z cichym trzepotem skrzydeł, szelestem krocionogów wędrujących po omszałych pniach i pierwszymi promieniami słońca przecinającymi liściaste sklepienie. To był nasz kolejny dzień w tym zielonym labiryncie – i choć ruszyliśmy tą samą ścieżką co wczoraj, wszystko było inne. Las nie powtarza się. On opowiada nową historię każdego ranka.
Na tafli spokojnego stawu przy wejściu do rezerwatu rozkwitały grzybienie błękitne (Nymphaea nouchali) – narodowy kwiat Sri Lanki. Ich gwiaździste, niebiesko-fioletowe płatki wynosiły się ponad wodę z dumą i lekkością, jakby medytowały w porannej ciszy. W stawie, obok kwiatów, dostrzegliśmy żaby – nieruchome, jakby w zadumie, a jednak gotowe do skoku przy najmniejszym poruszeniu.
Wśród liści, jakby na straży, czaiła się trwożnica cejlońska (Craspedocephalus trigonocephalus) – jadowity, nadrzewny wąż o hipnotyzującym ubarwieniu. Zielony z czarnymi plamkami, idealnie wtapiający się w krzew, na którym odpoczywał… lub raczej czekał. Ten endemiczny gatunek Sri Lanki znany jest z doskonałego kamuflażu i cierpliwości – potrafi godzinami pozostawać nieruchomy, czekając na ofiarę.
Widzieliśmy też biczowęża długonosego (Ahaetulla nasuta), smukłego jak gałązka, z charakterystycznym wydłużonym pyskiem. Choć jadowity, dla człowieka jego ukąszenie jest niegroźne – może wywołać jedynie lekki ból lub obrzęk. Tuż obok przemknął zaskroniec indochiński (Amphiesma stolatum) – niegroźny, ale równie zwinny, z delikatnym paskowaniem na grzbiecie.
Wśród gigantycznych paproci przemykały jaszczurki, w tym ginąca agama cejlońska (Lyriocephalus scutatus), o charakterystycznym grzbiecie przypominającym lirę. Ten endemiczny gad jest coraz rzadszy – jego obecność była dla nas prawdziwym przywilejem. W strumieniach o krystalicznej wodzie pływały ryby – w tym zaskakująco duże sumy, które leniwie przecinały nurt.
Na drzewach ze spokojem objadały się owocami makaki rozczochrane (Macaca sinica) – ich fryzury bardziej wymodelowane niż rozczachrane. Ich spojrzenia były pełne ciekawości, a ruchy zwinne i pewne.
Znów spotkaliśmy gębala cejlońskiego (Batrachostomus moniliger) – tym razem parę: samca i samicę, choć w różnych miejscach. Jeden siedział na pochyłym drzewie tuż nad ścieżką, nieruchomy jak rzeźba, a drugi ukryty pod parasolem niskich zarośli na dnie lasu. Ich maskujące upierzenie sprawiało, że wyglądały jak fragmenty kory – tylko wprawne oko przewodnika pozwoliło nam je dostrzec.
Ćmy o fantazyjnych kształtach i barwach, motyle jak z bajki, wszędobylskie krocionogi – każdy zakręt ścieżki odsłaniał nową opowieść. Nasz przewodnik, z pasją i wiedzą, prowadził nas przez ten świat, opowiadając o tym, co widzimy – i o tym, czego nie dostrzegamy.
Sinharaja nie jest lasem, który się zwiedza. To las, który się słucha.
Among Lilies and Scales – Sinharaja Once More
Darkness had barely lifted when we stepped into the forest’s embrace. Sinharaja was waking slowly, with the soft flutter of wings, the rustle of millipedes crawling over mossy trunks, and the first rays of sunlight slicing through the leafy canopy. It was our second day in this green labyrinth – and though we followed the same path as yesterday, everything felt different. The forest never repeats itself. It tells a new story every morning.
On the still surface of the pond near the reserve’s entrance bloomed blue water lilies (Nymphaea nouchali) – the national flower of Sri Lanka. Their star-shaped, blue-violet petals rose above the water with pride and grace, as if meditating in the morning silence. Frogs shared the pond with the flowers – motionless, contemplative, yet ready to leap at the slightest ripple.
Among the leaves, like a silent sentinel, lurked the Sri Lankan pit viper (Craspedocephalus trigonocephalus) – a venomous, arboreal snake with hypnotic coloring. Green with black speckles, perfectly camouflaged on the shrub where it rested… or rather, waited. This endemic species is known for its patience and camouflage – it can remain motionless for hours, waiting for prey.
We also saw the Sri Lankan green vine snake (Ahaetulla nasuta), slender as a twig, with a distinct elongated snout. Though venomous, its bite is harmless to humans – causing only mild pain or swelling. Nearby darted the buff striped keelback (Amphiesma stolatum) – non-venomous but just as agile, with delicate striping along its back.
Among giant ferns darted lizards, including the endangered lyrehead lizard (Lyriocephalus scutatus), with a crest resembling a lyre. This endemic reptile is increasingly rare – spotting it was a true privilege. In crystal-clear streams swam fish – including surprisingly large catfish, lazily cutting through the current.
In the trees, tufted macaques (Macaca sinica) feasted calmly on fruit – their hairstyles more sculpted than tousled. Their eyes were curious, their movements agile and confident.
We encountered the Sri Lanka frogmouth (Batrachostomus moniliger) again – this time a pair: male and female, though in different places. One perched on a slanted tree just above the path, motionless like a sculpture, the other hidden beneath the umbrella of low shrubs on the forest floor. Their bark-like plumage made them look like fragments of wood – only our guide’s trained eye allowed us to spot them.
Moths with fantastical shapes and colors, butterflies like those from fairy tales, ever-present millipedes – each bend in the trail revealed a new story. Our guide, full of passion and knowledge, led us through this world, speaking of what we saw – and of what we didn’t.
Sinharaja is not a forest you visit. It’s a forest you listen to.











































Komentarze
Prześlij komentarz